„Konstatinos, czyli stereotypowy stop” to część dłuższej opowieści, nie tylko o Włoszech. Jeśli trafiłeś tu pierwszy raz i chciałbyś wiedzieć, jak się zaczęła ta historia, wskakuj tutaj.


Pierwotnie myśleliśmy, żeby do Francji jechać dalej przez Niemcy albo przez Szwajcarię… To pojechaliśmy przez słoneczną Italię i trzeci dzień wyprawy skończyliśmy w Mediolanie. I jak to ze stopowaniem bywa, wszystko dobrze się ułożyło, bo przejechaliśmy przez Alpy Austriackie, zahaczywszy o Innsbruck, a tam tunele, serpentyny, wiadukty, góry i doliny… Całą tę trasę można byłoby przejechać w oknie na „glonojada”.

we Włoszech

Można by było, gdyby nie Konstantinos-gawędziarz, który chciał nam powiedzieć wszystko. I tak nas zagadał, że przejechaliśmy kawałek za Weronę, skąd nie łatwo było się wydostać. A jak już się udało ruszyć, to z wariatem za kierownicą, który widząc, że nerwowo szukam pasów bezpieczeństwa, stwierdził „we Włoszech nie trzeba pasów, nie sprawdzają się”. Spoceni, ale szczęśliwi, dojechaliśmy do Modeny. To jednak nie był jeszcze koniec szalonego, włoskiego dnia, bo wylądowaliśmy po złej stronie ruchliwej autostrady, w kierunku przeciwnym niż chcieliśmy jechać – w kierunku Bolonii.

W drodze, by podlać kwiatki

Konstantinos, grecki emeryt, kiedyś pracował jako inżynier w fabryce Forda. Teraz trochę zwiedzał Europę, a trochę krążył między Rajchem a swym Polis. W Niemczech, jak mówił, miał swoją „woman”, a w Grecji został mu drugi dom i rodzina. Można powiedzieć, że gdy go spotkaliśmy, jechał podlać kwiatki. Jego „woman” dała mu tyle prowiantu (wybornego notabene) na drogę, jakby do tej Grecji miał jechać tydzień. Pół dnia jedliśmy te smakołyki w trójkę. A jak się rozstawaliśmy we Włoszech, to i tak lodówka niebyła jeszcze nawet w połowie opróżniona.

Z Konstantinosem spędziliśmy kilka godzin w drodze. Opowiadałem mu o naszym pięknym kraju, kilka razy zapraszałem w odwiedziny… Niestety, mimo usilnych starań, nie udało mi się go przekonać, że Polska trochę się jednak zmieniła od czasów, jak był w naszym wieku. Oczywiście wszystko rozumiał, że góry, lasy, łąki, że Polki są najpiękniejsze na tej planecie… ale nie przyjedzie. Dlaczego? „Bo w Polsce była komuna. Bo policja pałowała ludzi na ulicy”. Dla niego Polska była wciąż taka sama jak w czasach NRD i RFN. Mało tego, z pracy zawodowej został mu kontakt z bardzo dobrym przyjacielem z Polski Leszkiem, który też go zapraszał i opowiadał o zmianach w kraju. Nie byliśmy więc pierwszymi Polakami, których poznał. Niestety Konstantinos zapamiętał tylko jedno słowo, które przydawało mu się, gdy ktoś zajechał mu drogę:

– Leszek w takiej sytuacji powiedziałby kur…, kur…

We Włoszech nie trzeba pasów, nie sprawdzają się

Za Weroną doczekaliśmy etapu: jedziemy gdziekolwiek. I tak pojechaliśmy do Modeny i wysiedliśmy nie tyle w kiepskim miejscu, ile nie w tym kierunku co powinniśmy. Tak się czasem zdarza, zwłaszcza że nasz ostatni kierowca dostarczył nam dość dużo wrażeń. Swoim leciwym fiatem cisnął, ile fabryka dała, aż mu ręce podskakiwały na kierownicy. Przy 160 km/h (nie spodziewałem się wcześniej takiej prędkości) i piszczących oponach zacząłem szukać pasów bezpieczeństwa – nie było ich. I jak to powiedział szalony Włoch:

– We Włoszech nie trzeba pasów, nie sprawdzają się.

Trochę się uspokoiłem, jak wymacałem uchwyt w zwisającej podsufitce – to się przynajmniej przytrzymam. Gdy na parkingu przestały nam już dygotać nogi, spostrzegliśmy właściwą stację, na której powinniśmy się znaleźć… po drugiej stronie bardzo ruchliwej autostrady. Ruch był na tyle duży, że nie ryzykowaliśmy przejścia przez nią. Na szczęście Los wciąż nam sprzyjał i podesłał nam swojego pracownika, który powiedział, że za godzinę kończy zmianę i nas podrzuci na drugą stronę.

Ostatni stop tego dnia to włoski tir, z typowym kierowcą, jeśli tak można uogólnić: siateczkowa koszulka, specyficzny zapach…

– Bondziorno Polonia, entra!

To był ciężki dzień, więc szybko zasnęliśmy oboje i Dżordżo obudził nas za bramkami pod Mediolanem. Warto nadmienić, że nic nas nie bolało i daty w kalendarzu też się zgadzały. Ostatni skok przez płot i byliśmy na największym polu namiotowym – zupełnie sami. 

Co było dalej

O dalszych przygodach przeczytasz w tym wpisie

Wszystkie odcinki znajdziesz tu – z Pamiętnika taty.

Być może zainteresuję Cię również:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *